Beskid Niski. Hm. Przywołanie września. I przywołanie miłych dla nas wspomnień. Chociaż nie zawsze wszystko układało się tak jakbyśmy tego chcieli, o czym wspomnimy za chwilę tam gdzieś na dole, to i tak wyjazd ten zapamiętamy jako świetną przygodę. I inspirację do powrotu. Mimo że, wędrówkę rozpoczęliśmy w okolicach Krynicy Zdroju, czyli jeszcze w Beskidzie Sądeckim, to właśnie Beskid Niski był naszym głównym celem. Stąd też taki tytuł fotorelacji. To Beskid Niski, dosyć (chyba za mało powiedziane!) zapomniany przez turystów rejon polskich Karpat, był regionem, który chcieliśmy poznać. Poczuć jego bezludny i dziki klimat, o którym sporo słyszeliśmy.
O tych terenach można mówić godzinami, ale można też tam pojechać, zobaczyć wszystko na własne oczy, posłuchać ryku jeleni, szumu wiekowych drzew nigdy nie tkniętych przez człowieka. Można oglądać zdjęcia starych cerkwi i skromnych cmentarzy wojennych sprzed blisko stu lat, ale można też tam pojechać i dotknąć tego własnymi rękoma, stanąć obok historii i poczuć jej zapach. Beskid Niski nie jest jednak dla każdego. Nie ma tam szczytów sięgających dwóch tysięcy metrów, to teren gdzie widoki wymagają docenienia by stać się tymi pięknymi. Nie ma tam wielkich miast turystycznych, a samochodu możemy nie zobaczyć godzinami. Szlaki często gubią się wśród polnych traw, a do spotkania nieoswojonego zwierza jest często bliżej niż do sklepu. Beskid Niski to jedna z ostatnich, dzikich krain naszych Karpat, godna bycia dostrzeżoną .. póki jeszcze dziką jest.