poniedziałek, 7 lipca 2014

Od łosia do łososia

  Charakterystyczne dla Polski jedzenie to bigos, wszelakie kiszonki, grzyby, barszcze, pierogi, kasza, wielu powie także - rosół, mielone i schabowe! A co z tą Estonią? Na początku musimy jasno stwierdzić, że estońska kuchnia nie jest aż tak bogata jak nasz narodowy kanon żywieniowy. Tak na prawdę jest niewiele dań przypisanych tylko i wyłącznie temu małemu krajowi na północy Europy. Potrawy są mieszaniną wielu kultur, a kucharzem- historia tego narodu. Przez wieki silne wpływy czy to niemieckie, czy to rosyjskie, polskie, litewskie, duńskie i w końcu skandynawskie stworzyły w Estonii znany nam dziś magiel kulinarny. W podróż wyjechaliśmy bez jakiejkolwiek wiedzy na temat estońskiego jedzenia, narodowych produktów popularnie występujących w sklepach. Tym bardziej więc byliśmy zadziwiani tym co widzieliśmy czy próbowaliśmy każdego dnia.




Pierwszy dzień w Estonii, Tallin. Idziemy jedną z głównych ulic Starego Miasta, nagle przed nami pojawia się skromnie wyglądający z zewnątrz sklepik z wieloma narodowymi, estońskimi fantami wewnątrz, między innymi jedzeniem. Wchodząc, Malwa nie wiedziała jeszcze, że za chwilę zje... łosia. Miłością równie wielką, podobną do tej jaką darzy tego rogatego ssaka, pokochała pyszną kiełbaskę, oczywiście dopóki nie zobaczyła na opakowaniu wizerunku czworonoga i napisu "Moose". Ta krótka historyjka już trochę mówi nam o estońskiej kuchni. Jest dzika. Jakby to nie brzmiało. Estończycy, przystosowani do ciężkich warunków klimatycznych, nauczyli się przez wieki wykorzystywać naturę, brać od niej wszystko co ma sobą do zaoferowania. I w tę, znaną lekko nam, Polakom, zasadę wpisuje się estońska dziczyzna. Mięso z łosia, jelenia, dzika czy nawet niedźwiedzia jest czymś powszechnie spotykanym w restauracjach.



Ale wróćmy do naszego, estońskiego sklepiku. Na wielkim, okrągłym stole oprócz dziczyzny znaleźliśmy wiele narodowych smakołyków. Wśród nich kilkanaście rodzajów miodów. Kolejny przykład wykorzystania przyrody. Następnie słoiki z dżemami, powidłami i różnymi tego typu przetworami. Oba te przysmaki zrobiły na nas pozytywne wrażenie, zapewne przez to, że na przykład miód smakował jak żaden inni jedzony przez nas wcześniej w życiu. Obok tych tradycyjnych słodkości leżały jeszcze kuszące czekoladki, ciekawie wyglądające chrupki w różnych smakach, jakieś pałki cukrowe, musztardy, ale myślę, że jest w Estonii coś ciekawszego, co również znajdowało się na okrągłym stole. Co to takiego? Chleb.



Widzieliście kiedyś półki z chlebem w polskim markecie? Pod wieczór na regałach brakuje białego pieczywa, natomiast czarny wypiek jest wszechobecny. W Estonii jest zupełnie odwrotnie. Jeśli estońskie jedzenie ma tylko kilku charakterystycznych bohaterów, to na pewno można do nich zaliczyć ciemnie pieczywo. Nasza pierwsza noc w Estonii minęła nam u Marii, dziewczyny złapanej na Couchserfingu. Niczego się nie spodziewając, zostaliśmy przez nią uraczeni nawet śniadaniem. Oczywiście dostaliśmy ciemny chleb. Ma on lekko słodkawy smak, jest bardzo smaczny, godny polecenia. Zresztą sami się do niego przekonaliśmy, przywożąc nawet jeden bochenek do Polski.


Do kraju przywieźć chcieliśmy także pewien napój, który jest symbolem Estonii. Mianowicie, kwas chlebowy. Jest on niesamowicie popularny. Także z tym produktem wiąże się krótka historia. Otóż, będąc w Parnu (mapa naszej trasy TU), na odbywającym się właśnie Grill-feście (Festiwal Jedzenia) postanowiliśmy sobie kupić piwo. No więc Malwa podchodzi do sprzedawczyni, daje 1,5 Euro, ona nalewa nam zimny, ciemny napój z nalewaka. Jak już można się domyślić oczywiście był to kwas chlebowy. Po pierwszym łyku wyraz mojej twarzy mówił: "Malwa, kupujemy jeszcze osiem!". To było po prostu przepyszne. Po wypiciu połowy kubka, coś zaczęło mi nie pasować. Jakiś dziwny, miodowo- drożdżowy posmak doprowadził mnie do rozwiązania zagadki. Może była ona taka trudna, bo po prostu nigdy nie piłem tak smakowitego kwasu chlebowego. Okazało się, że jego nazwa to Kali. Wracając do domu, kupiliśmy z Malwą nawet jedną buteleczkę, niestety zgubiliśmy ją gdzieś po drodze. Ale jeszcze jedno zdanie o piwach estońskich. Może ciężko być specjalistą, ale powiem tylko tyle, że podczas naszej podróży piliśmy kilka miejscowych browarów. Nasze opinie? Krótko- chyba nic nas nie zaskoczyło.

Z czym jeszcze kojarzy nam się Estonia? Ryby! Wystarczy spojrzeć na mapę tego kraju, a wszystko będzie jasne. Otaczający ląd od zachodu i północy Bałtyk od wieków dostarczał rdzennym ludom pożywienie. W sklepach, które odwiedzaliśmy ryby zajmowały zawsze swoje godne miejsce, zajmując całe regały. Najpopularniejsze są chyba szprotki oraz śledzie. Sporo jest też łososia. Zresztą sami się o niego pokusiliśmy, ryzykując przy tym, nie wiedząc nawet czy aby na pewno to łosoś. Ani język estoński, ani rosyjska cyrylica nie ułatwiały nam rozszyfrowania napisów z opakowania.



W estońskim sklepie natknęliśmy się na coś dziwnego, u nas raczej nie spotykanego. Na dziale lodówek swoje zaszczytne miejsce zajmuje.. twaróg. Ale pod trochę inną postacią niż moglibyśmy sobie to wyobrazić. Najłatwiej byłoby porównać ten estoński wyrób do bardziej znanego u nas Kinder Pingui. Kiedy z Malwą zobaczyliśmy mnóstwo rodzajów twarogów, w cenach do 50 centów za jedną sztukę, kupiliśmy około 10 różnych smaków w celu spróbowania. Postanowiliśmy zrobić al'a test smaku, niestety po zjedzeniu 6 z nich umieraliśmy z przejedzenia. Wybór jest na prawdę ogromny. Twaróg z jagodami, makiem, czekoladą, kakaem, granatem, żurawiną, waniliowe, truskawkowe, śmietankowe i tak można długo wymieniać. Jest tego pełno. Może nie jest to "danie" za 20 Euro, a mały smakołyk, lecz mimo to, warto spróbować. 



Estonia to głównie kraj importer, eksport jest mniejszy, ze względu na klimat, brak znacznych złóż, dobrych gleb, przemysłu. Również jedzenie jest w większości importowane. I tak na przykład u Marii na śniadaniu, spotkaliśmy się z białym serkiem, a na opakowaniu napis po polsku: "Serek biały z ogórkiem". W Estonii jest mnóstwo polskich produktów. Jeśli są tutaj jakiś miłośnik polskiej cebuli, ogórków, buraków, truskawek czy jabłek to do Estonii może jechać bez strachu. Ale oprócz warzyw i owoców są też produkty z niemal każdego działu żywieniowego, zaczynając od wszelkich sosów, przypraw, puszek, poprzez słodycze i cukier, aż po chemię i kosmetyki. 




Powoli kończąc warto jeszcze wspomnieć o kilku estońskich produktach, na które się natknęliśmy. W marketach łatwo dostępne są chociażby pasztety, szynki z dzikiego mięsa, o których już mówiłem. I tak na przykład do domu możemy sobie przywieźć smakołyki z łosia. Kolejna rzecz, która nie jest tak popularna u nas to nektary z owoców. Wybór jest przeogromny. Nam najbardziej smakował nektar ze śliwek. Podobnie jest z lodami. Smaki, których nigdy nie widzieliśmy w Polsce nie ułatwiały nam wyboru. Z innych ciekawostek, w Estonii jest sporo przysmaków zawierających żurawinę, na półkach znajdziecie olbrzymie czekolady, a jogurt kupicie w folii. Aaa, no i uwaga na wodę VYTAUTAS. Kupowanie wody w Estonii w naszym wykonaniu było podobne do łowienia ryby dzidą w rwącej rzece o 2 w nocy. Jeśli ktoś kiedyś nie pił tej wody, to małe ostrzeżenie- jest to słona woda mineralna. Zresztą bardzo popularna w Estonii, na Litwie i Łotwie. Uwaga też na pizzę. Czasem możemy ją dostać w trochę innym wydaniu niż w Polsce czy Europie Zachodniej. Jest ona podawana w czymś w rodzaju głębokiej patelni. Warto więc przed zakupem dowiedzieć się o jej formę podania. My jednak ją bardzo polecamy, bo jest dużo bardziej syta i przypomina bardziej "polską pizze" niż tę serwowaną we Włoszech.

Podsumowując należałoby jeszcze wspomnieć coś o cenach. Mimo to, że od kilku lat Estonia znajduje się w strefie waluty Euro, dla nas, Polaków, ceny nie są aż tak przytłaczające, jak chociażby na Zachodzie. Przyczyną tego jest bardzo niska średnia krajowa obywateli kraju. To głównie przez to produkty, nawet po przeliczeniu cen z euro na złotówki nie są zawrotnie drogie. Wiadomo, nie możemy przyrównywać cen estońskich do tych panujących u nas, bo niestety wyjdziemy stratni, ale trzeba jasno zaznaczyć, że wyjazd do Estonii na pewno nie równa się z bankructwem! Dla bardziej ciekawych, w centrach większych miast można dostać pizze w cenie 6-8 euro, którą z pewnością najedzą się dwie osoby. Przynajmniej z nami tak było. W restauracjach można znaleźć dania po 10 euro, te z wyższej półki to koszt około 20 euro. Z produktów bardziej powszechnych: chleb to wydatek 50-80 centów, woda 20-50 centów, słodycze, lody, piwo to koszty od około 70 centów do 2-3 euro, a ryby można kupić w przedziale od 2 do nawet 8 euro. Na ewentualne pytania czekamy w komentarzach, a poniżej znajdziecie linki do innych artykułów o Estonii. Wkrótce ukaże się też więcej zdjęć.




Pozostałe posty o Estonii:

ESTONIA W 14 PUNKTACH
DREWNIANE DOMKI W ESTONII. CZYLI O NAJWIĘKSZYM ESTOŃSKIM ZASKOCZENIU
FOTORELACJA: ESTONIA

9 komentarzy:

  1. Biedny łoś :< takie pizze, jeśli dobrze zrozumiałam koncepcję, są też chyba w Pizza Hut (te na pan-cieście)
    A jak wgl doświadczenia z couchserfingiem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc to nigdy tej pizzy w Pizzy Hut nie jadłam, ale z tego co widzę na zdjęciach w Google to jest dość podobna. Może się oczywiście różnić jej smak i sposób przygotowania, bo będąc w Estonii mieliśmy wrażenie, że ta pizza jest tak jakby zapiekana. Obiecuję spróbować i napisać jeszcze co myślimy ;)

      Co do couchserfingu.. Tak na prawdę korzystaliśmy z niego pierwszy raz. Zwrócić uwagę trzeba też na to, że prośbę o nocleg zamieściliśmy dopiero koło godziny 14 tego samego dnia, w którym chcieliśmy się u kogoś załapać. Ludzie byli w pracy, szkole czy innych miejscach i niekoniecznie mieli dostęp do internetu, co nie ułatwiło nam szukania. Napisaliśmy do około 22 osób z czego pozytywnie odpisały nam 2. Dostaliśmy też kilka odmów, bo cośtam, ale chce tu zwrócić uwagę na to, że ludzie na północy są bardzo mili. Ogólnie mogę stwierdzić, że couchserfing w Estonii działa, a jak to jeszcze sami do końca nie wiemy ;) Nam udało się złapać Marię w ostatnim momencie za co jesteśmy jej bardzo wdzięczni.
      Jeszcze jedna rzecz, na którą zwróciliśmy uwagę to ilość języków podawanych przez Estończyków na swoich profilach. Często też możemy natrafić na kogoś kto uczy się.. polskiego!
      Tak na koniec napiszę, że ani razu nie spotkaliśmy się z jakąś niemiłą sytuacją związaną z ludźmi w Estonii. Wszyscy na prawdę chcieli nam pomóc, nawet jeżeli była między nami bariera językowa. Myślę, że to przekłada się na ludzi na couchserfingu.

      Usuń
  2. Na Łotwie też mnóstwo tych twarożków. Jadło się! Nie wiem dlaczego, ale ten smak strasznie kojarzy mi się z dzieciństwem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam jak bardzo trapiłyśmy się tym smakiem na Łotwie ;) Szkoda, że nie ma jakiegoś odpowiednika w Polsce, bo przywieźć się tego do ojczyzny niestety nie da. Już po kilku minutach rozpływa się w papierku..

      Usuń
    2. Uwaga aktualizacja!
      Ostatnio widziała owe "twarożki" w polskim Piotrze i Pawle na dziale lodówek przy jogurtach ;) Przetłumaczono nazwę na polski jako "Batonik" więc polecam wszystkim, którzy mają ochotę spróbować przysmaku z Inflantów. :)

      Usuń
  3. Bardzo fajny wpis :) my estońskiego łosia poznaliśmy w... zupie, serwowanej za "two money" w klimatycznej knajpce w okolicach tallinńskiego (?) rynku. pyszna! :)
    a kwas chlebowy i wciągające twarogowe zimne "serki", z tego co zaobserwowałam, popularne są ogólnie na wschodzie: i na Białorusi, i Ukrainie, i Litwie, i Łotwie.. więc to nie aż tak bardzo szczególnie estońskie przysmaki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kwas chlebowy jest popularny nawet u nas, może nie tak bardzo jak na wschodzie ale jednak. Co do serków to zgodzę się, że nie jest to typowo estoński przysmak, bo pierwszy raz spotkałam się z nim będąc na Łotwie (może warto sprawdzić miejsce produkcji na opakowaniu ;) ) Napisaliśmy jednak o nich, bo uznaliśmy, że jest to pewnego rodzaju "wschodni smakołyk". Jeżeli ktoś wie to niech mnie poprawi, ale jeżdżąc trochę po Europie zachodniej nie spotkałam się nigdy z tym przysmakiem. :)

      Usuń
  4. Tego typu serki są bardzo, BARDZO popularne też na Węgrzech - Turo Rudi (czyli twarożek rudolfa) mnogość smaków i producentów.
    Magija zdaża się też w Almie, a inne w Piotrze i Pawle i Carefourze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, od jakiegoś czasu zaczęły one wchodzić do Polski, jest tego coraz więcej. ;)

      Usuń